Na Podkarpaciu bez przeszkód można przekraczać granicę słowacką na przejściach małego ruchu granicznego. W Małopolsce trzeba – jak za dawnych czasów – zameldować się w gminie. Strażnicy bowiem inaczej interpretują unijne przepisy. Mieszkaniec Podkarpacia – pan Stanisław wybrał się niedawno na Słowację. Chciał razem ze znajomymi przejechać przez przejście małego ruchu granicznego w Tyliczu (województwo małopolskie). Okazało się, że dowód, który ma uprawniać do przekroczenia granicy, nie wystarczy. Zdziwiło to pana Stanisława. – Strażnik graniczny nie przepuścił nas. Kazał nam się zameldować w gminie i od tego uzależnił możliwość przekroczenia granicy – opowiada. Pan Stanisław i jego znajomi zrezygnowali z przejścia w Tyliczu. – Myśleliśmy, że przepisy związane z przekroczeniem granicy w krajach UE obowiązują wszędzie – dodaje.
Zapytaliśmy o to rzecznika prasowego Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu. – Na przejściach małego ruchu granicznego obowiązuje dwustronna umowa między Słowacją a Polską. Wraz z wejściem tych krajów do UE nie została ona zniesiona, dlatego od osób które nie mieszkają w pasie przygranicznym, Straż Graniczna wymaga meldunku – wyjaśnia Marek Jarosiński. Radzi, by lepiej nie korzystać z takich przejść w Małopolsce. – Zostały one otwarte z myślą o mieszkańcach miejscowości przygranicznych. Mają oni pola uprawne po drugiej stronie granicy i to im głównie służą te przejścia – dodaje.
Czy tak samo jest na podobnych przejściach na Podkarpaciu?
– My przepuszczamy każdego, normalnie na dowód, nie wymagamy żadnego meldunku – dziwi się Mariusz Siedlecki z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu.
Wraz w wejściem do UE obowiązuje Polskę i Słowację dyrektywa o swobodnym przepływie osób przez granicę, więc przejścia małego ruchu granicznego są dostępne dla wszystkich – dodaje.