Wilki znów atakują w Bieszczadach

W ciągu pół godziny wilki zabiły w Rudence dziewięć owiec. Wszystkie, które miał hodowca. W Bandrowie i Wańkowej zagryzły dwa jagnięta i dwie owce, a w Mszańcu konia, z którego została tylko głowa. Niemal każdego tygodnia w zębach drapieżników giną też psy.
– Ataków jest tyle samo co w ub. roku – twierdzi dr Roman Gula ze Stacji Badawczej Fauny Karpat Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Ustrzykach Dolnych.
– W pierwszych dwóch tygodniach czerwca zanotowaliśmy kilkanaście przypadków napadów na owce, ale drapieżniki nie gardzą też innymi zwierzętami.
Na pastwisko w Rudence wilki podkradły się ok. 7 rano. Zapędziły przerażone owce w kąt zagrody i zagryzały po kolei. Trzy z nich częściowo zjadły, pozostałe sześć poraniły tak dotkliwie, że trzeba je było dobić. – Pastwisko znajduje się 200 metrów od zabudowań gospodarskich, w pobliżu lasu – wyjaśnia dr Gula. – Wilki mają ułatwiony dostęp do pasących się zwierząt, tym bardziej że ogrodzenie pastwiska jest zbyt niskie i drapieżniki z łatwością je pokonują.
W Mszańcu przy granicy z Ukrainą gospodyni hoduje konie. Nie zapędza ich na noc do stajni – pasą się pod lasem. Wilki zaatakowały jednak w biały dzień. Klacz i ogier zdołały uciec, źrebak nie miał na tyle siły.
W wilczych paszczach zginęło ostatnio także kilka psów. – To często wina rolników, którzy wykorzystują psy do pilnowania pól z ziemniakami czy kukurydzą przed dziką zwierzyną – mówią myśliwi. – Po polach chodzą też jednak wilki, a przywiązany do łańcucha pies jest łatwą zdobyczą.