Turystyka na całym świecie jest bardzo dochodowym interesem. Podobnie jest i w Polsce. Gminy, do których jeździ się na wypoczynek są bogate i szybko się rozwijają. Wyjątkiem są Bieszczady – największe bogactwo Podkarpacia. Region, uznawany przez wielu fachowców za ewenement w skali Europy, wciąż jest biedny. Żeby to zmienić potrzebne są pomysły, dobra wola władz i pieniądze. W tej właśnie kolejności.
Sezon turystyczny w Bieszczadach trwa zaledwie dwa miesiące, lipiec i sierpień. W tym czasie niemal wszystkie miejsca noclegowe są zajęte, lecz nie z powodu tłumu turystów, ale dlatego, że baza turystyczna wciąż w Bieszczadach jest bardzo skromna.
– Wielu próbowało inwestować w turystykę w Bieszczadach i im się nie udało – mówi Arkadiusz Dworaczek, właściciel Domu Wycieczkowego PTTK w Wetlinie. – Trudno jest w ciągu dwóch miesięcy zarobić na utrzymanie gospodarstwa agroturystycznego przez cały rok. Inwestowanie w infrastrukturę wypoczynkową też ma niewielkie szanse powodzenia, gdyż w Bieszczady przyjeżdżają głównie miłośnicy gór i dzikiej przyrody, a oni najczęściej mają niewiele pieniędzy.
Sezon turystyczny może trwać i pół roku
Na turystyce w Bieszczadach będzie można zarobić, jeżeli sezon zostanie wydłużony. W maju, w wyższych partiach gór, często leży jeszcze śnieg, a stoki są błotniste. Deszczowy na ogół czerwiec też nie zachęca do górskich wędrówek. Podobnie wrzesień i październik. W tych okresach górskich wędrowców przyjeżdża więc niewielu. Wczasowicze też nie wybierają Bieszczadów na miejsce wypoczynku, gdyż nie ma dla nich odpowiednio atrakcyjnej oferty.
Nie istnieją w bieszczadzkich miejscowościach lokale rozrywkowe, nie ma placów zabaw dla dzieci, ani ścieżek spacerowych. Dopóki to się nie zmieni, nie przyjadą w Bieszczady matki z małymi dziećmi, ani babcie z wnuczkami. Nie przyjedzie nikt, kto chciałby nie tylko pooddychać świeżym powietrzem i odpocząć wśród lasów, ale również zabawić się i miło spędzić czas. Tacy ludzie wybierają uznane kurorty, jak choćby Iwonicz czy Rymanów Zdrój.
Liczy się pomysł
– Żeby przyciągnąć w Bieszczady wczasowiczów, trzeba przygotować dla nich odpowiednią ofertę, czyli produkt turystyczny – wyjaśnia Grzegorz Walicki z Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego. Nie wystarczy baza noclegowa i gastronomiczna. Współczesnemu turyście trzeba zapewnić miłe i ciekawe spędzanie czasu przez cały okres pobytu. Wiele atrakcji można stworzyć bez dużych inwestycji. Liczy się pomysł.
Wystarczy podpatrzyć jak to robią sąsiedzi. Słowacy stworzyli u siebie niezwykle atrakcyjny turystycznie park narodowy – Slovensky Raj. Można w nim spędzać czas w rozmaity sposób. Czy do zbudowania w okolicach Wetliny „małpiego gaju” z najróżnorodniejszymi linami, drabinkami, równoważniami itp. potrzeba dużych pieniędzy? Wybudowanie kąpielisk w Wetlinie i w Cisnej również nie powinno stanowić problemu. Nic tak jak woda nie przyciąga wczasowiczów. Najlepszym tego przykładem są Solina i Polańczyk. Nie chodzi oczywiście o budowanie kolejnej zapory w Bieszczadach, lecz o zrobienie niewielkich zbiorników, nad którymi będą mogli wypoczywać rodzice z dziećmi.
Dla milusińskich muszą powstać ogródki jordanowskie wypełnione nadmuchiwanym zjeżdżalniami, skoczniami, labiryntami itp. Przydałyby się też ścianki wspinaczkowe i ścieżki spacerowe. Podobne atrakcje można by wymyślać jeszcze długo.
Można zarabiać na tym co jest
– W Wołosatem Bieszczadzki Park Narodowy prowadzi stadninę koni Huculskich – mówi jeden z pracowników BPN. – Konia można wynająć co najmniej na godzinę i kosztuje to dwadzieścia pięć złotych. Chętnych jest więc niewielu. Z tej atrakcji korzystają tylko wytrawni koniarze. A gdyby tak zrobić dziesięciominutowe przejażdżki po pięć złotych? Bardzo wielu by się na to skusiło.
W najatrakcyjniejszą widokowo partię wysokich Bieszczadów, w grupę Tarnicy i Halicza, w sezonie chodzi codziennie ponad tysiąc turystów. Wielu z nich pokonuje nużącą bitą 9-kilometrową drogę między Wołosatem, a Przełęczą Bukowską. Wożenie turystów bryczkami po tej trasie byłoby doskonałym interesem, podobnie jak kursy do Morskiego Oka w Tatrach.
– Przeciw takiemu rozwiązaniu są specjaliści od ochrony przyrody – tłumaczy Jan Komornicki, dyrektor BPN. – Twierdzą, że końskie odchody zanieczyściłyby środowisko parku. Ten problem dałoby się wprawdzie rozwiązać, lecz jest poważniejsza przeszkoda. Zgodnie z obecnymi przepisami park nie może prowadzić działalności komercyjnej. Wspólnie z dyrektorami innych parków narodowych staramy się obecnie o zmianę niekorzystnej ustawy. Jeśli to nastąpi będziemy wdrażać te i inne pomysły uatrakcyjniające pobyt w Bieszczadach.
No cóż, w Tatrzańskim Parku Narodowym nie ma problemu z odpłatnym wożeniem turystów bryczkami. W Bieszczadach się nie da. I tak jest niemal na każdym kroku.
Bieszczadom trzeba pomóc w rozwoju i musi to nastąpić szybko. W przeciwnym razie, europejskich turystów i ich pieniądze zgarną nam sprzed nosa Czesi i Słowacy, a my, jak zwykle, będziemy się zastanawiać czemu jesteśmy biedni.
KRZYSZTOF ROKOSZ
Super Nowości