Tylko w tym roku bieszczadzkie wilki zagryzły już ponad sto gospodarskich owiec. Miał być przygotowany specjalny program, który pozwoliłby na zmniejszenie problemu, ale nie powstanie, bo… wilków nie można się doliczyć. Deklaracja, że powstanie specjalna strategia ochrony i gospodarowania populacją wilka, padła w październiku ub. roku. To wtedy w Podkarpackim
Urzędzie Wojewódzkim spotkali się wszyscy zainteresowani tym problemem, m.in. ówczesny główny konserwator przyrody Ewa Symonides, hodowcy i
przedstawiciele organizacji ekologicznych. – Strategia miała zapewnić większą ochronę zwierząt hodowlanych bez konieczności odstrzału wilków – mówi Janusz Kurnik, wicedyrektor wydziału środowiska w urzędzie wojewódzkim.
Miały się tam znaleźć przede wszystkim zapisy o zapewnieniu w lasach odpowiedniej ilości jedzenia dla wilków, a więc ograniczenia polowań na jelenie i sarny. – W naturze wilka nie leży atakowanie zwierząt hodowlanych. On napada na nie tylko wtedy, gdy nie ma pożywienia w lesie – opisuje Kurnik. O strategii jednak słuch zaginął. Zapytaliśmy więc w Ministerstwie
Środowiska o jej losy. – Prace nad przygotowaniem strategii zostały wstrzymane – poinformował nas Sławomir Gola, pełniący obowiązki zastępcy dyrektora biura edukacji ekologicznej i komunikacji społecznej w
ministerstwie.
Okazuje się przy tym, że jedną z głównych przyczyn jest brak dobrego rozpoznania stanu zachowania populacji tego gatunku oraz brak porozumienia pomiędzy ośrodkami naukowymi w szacowaniu liczebności tego gatunku. – Po ujednoliceniu systemu liczenia wilków na terenie całego kraju podjęte zostaną dalsze prace nad strategią – zapewnia dyrektor Gola.
Szacunki są rzeczywiście różne. Według naukowców zajmujących się badaniami nad tym drapieżnikiem jest ich w naszym województwie od 150 do 200, a według pracowników Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego ok. 400.