Od początku zimy wilki w Bieszczadach wdarły się już do ponad 20 gospodarstw. Mieszkańcy przeżywają horror, naukowcy apelują o rozsądek, a samorządowcy nie czekając na rozstrzygnięcie kto ma rację, złożyli wniosek o odstrzał najbardziej agresywnych drapieżników.
Napięcie sięga zenitu, bo wilki podchodzą coraz bliżej domów. Coraz częściej ich ofiarą padają psy. Od początku zimy wilki zagryzły ich w Bieszczadach co najmniej 20. Najwięcej w okolicach Cisnej, oraz w Chmielu, Dwerniku i Nasicznem. Nie wszystkie przypadki są zgłaszane, bo za psa nie przysługuje odszkodowanie. Mieszkańcy radzą więc sobie jak mogą. Według poszkodowanych jedynym sposobem jest zastrzelenie najbardziej agresywnych wilków. Samorządowcy już wysłali taki wniosek do ministra środowiska. Tymczasem zdaniem naukowców sprawa nie jest tak prosta. Twierdzą, że odstrzelenie wybranych drapieżników jest niemal niewykonalne. Naukowcy proponują, by powołać stałą komisję, która co roku, jeszcze przed zimą decydowałaby o konieczności odstrzałów. Wilk jest gatunkiem chronionym. W Bieszczadach, Beskidzie Niskim i na Pogórzu żyje około 250 tych drapieżników. Problem wilków trudno jest rozwiązać również dlatego, że narosło wokół nich wiele mitów i stereotypów. Wielka rola mediów w tym, by je obalać. Trudno jednak tego dokonać, gdy każdy od dzieciństwa słucha bajki o Czerwonym Kapturku.